niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział I


***

17 lat później…

                Młoda dziewczyna szła w stronę swojego rodzinnego domu. Hermiona Granger nie była w nim od roku, od śmierci rodziców. Obawiała się, że zabiją ich śmierciożercy, a oni zginęli w wypadku samochodowym. W głupim wypadku. Od tamtej pory bała się wejść do tego domu. Bała się ciągle żywych wspomnień. Ale wiedziała, że to kiedyś nastąpi. Odważyła się na ten krok dopiero po roku.  Drżącymi rękami wsadziła klucz do zamka. Drzwi otworzyła ze swoistym namaszczeniem. W środku było cicho, a owa cisza napawała grozą. W holu wisiały ubrania gospodarzy, w kuchni stała na wpół wypita kawa, a obok niej leżała zeszłoroczna gazeta. Nic nie zmieniło się od tego pamiętnego dnia. Mówili, że wrócą nie długo. Wyszli tacy radośni, pogodni, tacy żywi. Tylko, że już nie wrócili. Już nigdy nie wejdą do tego domu. Nie przytulą swojej małej córeczki, mama nie pocałuje jej w czoło i nie powie jak bardzo ją kocha, tata nie chwyci jej w swoje silne ramiona i nie powie jak bardzo jest z niej dumny. Bo oni już nie żyją i ona musi się z tym pogodzić. Oni odeszli, a ona została tutaj sama i musi iść dalej. Tak już ten padół łez jest skonstruowany.
                Z odrętwienia wyrwał ją dzwonek do drzwi.
- Dziękuję, że przyszliście. Nie chciałam być tu sama.
- Mionka jesteś naszą przyjaciółką. To oczywiste, że tu przyszliśmy - Harry Potter przytulił swoją przyjaciółkę.
- Zawsze będziemy cię wspierać - Ron Weasley dołączył do uścisku. Hermiona przygotowała gorącą czekoladę i wraz z przyjaciółmi próbowała na nowo oswoić to miejsce. Wieczorem wyszli wszyscy troje. Dziewczyna nie była jeszcze gotowa, żeby spać w tym domu. Harry i Ron odprowadzili ją pod same drzwi jej mieszkania w magicznej części Londynu. Udało jej się wywalczyć pozwolenie na samodzielne mieszkanie, zamiast spędzenia wakacji w domu dziecka. Dostawała niewielką zapomogę i raz w tygodniu odwiedzała ją urzędniczka z ministerstwa. Jej wydatki były ściśle kontrolowane, pełen dostęp do spadku i kontroli nad swoim życiem otrzyma w dniu siedemnastych urodzin.
~~***~~
                Harry po otrzymaniu srogiego opieprzu od wuja, z serii "gdzie ty się szlajasz całymi dniami, ty odmieńcu" mógł zaszyć się w swoim pokoju i nie oglądać nikogo aż do dnia jutrzejszego. Wziął orzeźwiający zimny prysznic. Przyglądał się swojemu odbiciu, zainwestował w soczewki więc nie potrzebował już tych niewygodnych, starych okularów. Przeczesał ręką włosy. Między czarne kosmyki wkradły się jasne kępki. Nie wiedział jakim sposobem. On ich przecież nie rozjaśniał, a i nikt nie rzucił na niego zaklęcia. Odkrył również, że jest wyższy, prawie taki jak Ron. Przeszło mu przez myśl, że ma nieźle opóźniony zapłon. Położył się do łóżka i wgapiając się w sufit zaczął rozmyślać. Nienawidził swojego wujostwa, nienawidził tego, że musi tu przebywać, nienawidził siebie, że pozwolił na śmierć Syriusza i nienawidził swojej przyszłości. Nienawidził tego, że to on będzie musiał pokonać Voldemorta. Najchętniej spakowałby swój skromny dobytek i poszedł gdzieś daleko stąd, z dala od tych wszystkich ludzi, którzy ciągle tylko czegoś od niego oczekiwali. Miał ochotę uciec od tego wszystkiego.  Gdzie twoja gryfońska odwaga, Potter - zakpił głosik w jego głowie.
- Wzięła sobie wolne - odpowiedział zgryźliwie sam sobie. Gwałtownie usiadł na łóżku. Sam siebie zadziwił. Przecież nie bywał ironiczny.
- Co się dzieje, na gacie Merlina?!
~~***~~
                Hermiona pakowała swój kufer. Nie mogła uwierzyć, że robi to już ostatni raz. W potrzebne jej książki zaopatrzyła się już jakiś czas temu. Szła dzisiaj na Pokątną tylko po to, by potowarzyszyć przyjaciołom.  Przyjrzała się swojemu odbiciu. Włosy jej pojaśniały i musiała wszystkim tłumaczyć, że ich nie farbowała. Nic z nimi nie robiła, same mniej się kręciły, układając się w zwiewne fale otulające jej ramiona. I jakby przybyło jej kilka centymetrów. A z resztą. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda.
~~***~~
                Trójka przyjaciół obeszła wszystkie sklepy na pokątnej. Zjedli lody, śmiali się i wygłupiali. Później zgarnęli Ginny, poszli do Freda i Georga i wraz z nimi przenieśli się do tętniącej życiem Nory. Pani Weasley krzątała się przy stole.
- Siadajcie kochani, zaraz podam obiad.
- To dobrze, bo umieram z głodu - Ron ostentacyjnie złapał się za brzuch, a reszta wybuchła śmiechem. Pani Weasley jak zwykle ciągle dokładała wszystkim na talerze (wszystkim poza Ronem, który sam świetnie sobie radził). Harry konspiracyjnie szepnął do siedzącej koło niego Giny
- Jak myślisz, ile jeszcze kotletów zdąży zjeść zanim pęknie?
- Obstawiam, że zje wszystkie, które zostały i obliże półmisek. - Ginny z trudem powstrzymywała śmiech.
- No nie wiem Gin. Jak dorzuci do tego ziemniaki, to może nie zdążyć. - Hermiona udawała zmartwioną.
- Chyba masz rację Herm.
- Lepiej się stąd ewakuujmy, dziewczęta, zanim wybuchnie.
Podziękowali za posiłek i chichocząc jak małe dzieci odeszli od stołu. Wzięli koc i korzystając z ostatnich dni wakacji rozsiedli się na trawie. Wygrzane powietrze otuliło ich ze wszystkich stron, wprowadzając ich w stan błogiego lenistwa. Po chwili dołączył do nich Ron.
- O co chodziło?
Przyjaciele spojrzeli po sobie. Harry poklepał przyjaciela po plecach.
- O nic takiego, stary.
Ronowi to wystarczyło. Nie roztrząsał dalej tematu, a i reszcie w końcu przeszło. Siedzieli tak aż do zmierzchu ciesząc się ciepłym, letnim wieczorem.
~~***~~
                Peron 9 i 3/4 tętnił życiem. Pierwszoroczni wylewnie żegnali się z rodzicami, inni gonili swoje niesforne zwierzęta, a jeszcze inni rozglądali się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Harry i Hermiona pojawili się wśród wszechobecnego rozgardiaszu wraz z najmłodszymi potomkami rodziny Weasley.
- Hermiono, pomogę Ci z tym bagażem. - Ron zwrócił się do przyjaciółki. Nim zdążyła zareagować Harry wyjął jej zmniejszony, ale wciąż ciężki kufer z ręki i z kwaśną miną powiedział
- Naprawdę, Ronald, nie ma potrzeby, żebyś się wysilał. Mamy wózek.
To powiedziawszy ruszył przed siebie, aby znaleźć wolny przedział i ulokować ich pakunki. Ginny patrząc na wściekłą minę swojego brata o mało nie przewróciła się ze śmiechu. Hermiona udawała, że całej sytuacji nigdy nie było i jak gdyby nigdy nic zaczęła przepychać w stronę pociągu. Gin dalej chichocząc ruszyła za nią. Wciąż czerwony Ron dreptał zaraz za nimi. Harry już na nich czekał. Jednak bacznie obserwował stojących nieopodal ślizgonów.
- Co to za dziewczyna stojąca z Malfoy'em i Zabinim?
- Nie wiem czy to prawda, ale chodzą plotki, że to młodsza siostra Fretki - Ginny jak zwykle była na bieżąco ze wszystkimi pogłoskami.
- Mnie też się coś obiło o uszy - Hermiona zawtórowała przyjaciółce.
- No nieźle - skwitował Ron.
~~***~~
- Kto to stoi tam z Łasicem i Wiewiórą? - Draco przyglądał się grupce przy pociągu.
- To Potter i Granger, słyszałem jak rozmawiają - Zabini był równie zszokowany jak jego przyjaciel.
- Jeśli to jest Potter, to nie jest tak źle - blond włosa towarzyszka ślizgonów była rozbawiona reakcją chłopaków.
- Nic nie mów Ellizabeth - zrezygnowany Draco wsiadł do pociągu.
- On tak zawsze reaguje na widok Pottera? - Ellie uśmiechnęła się do Zabiniego.
- Nasz tleniaczek ma PMS, nie wymagaj od niego za dużo.
- No tak, to zdecydowanie ponad jego siły.
- Słyszałem! - wściekły ryk ślizgona poniósł się po całym wagonie. Ellie i Blaise skwitowali jego oburzenie śmiechem i wsiedli do pociągu. Za chwilę ekspres ruszył ze stacji, podsumowując swój wysiłek regularnymi obłokami pary, którymi zionęła lokomotywa.

1 komentarz:

  1. Nie nie wybaczę Ci tego opóźnienia ! Jak mogłaś mi to zrobić ?! Jak ?! ;(
    A teraz poważnie ( i szybko) ... mina Snape'a boska <3 Wiewióra to suka (agrrr) Kate <3 no i mój Diabeł <3 (tak o tobie mowa) :D

    OdpowiedzUsuń