Młoda
dziewczyna szła w stronę swojego rodzinnego domu. Hermiona Granger nie była w
nim od roku, od śmierci rodziców. Obawiała się, że zabiją ich śmierciożercy, a
oni zginęli w wypadku samochodowym. W głupim wypadku. Od tamtej pory bała się
wejść do tego domu. Bała się ciągle żywych wspomnień. Ale wiedziała, że to
kiedyś nastąpi. Odważyła się na ten krok dopiero po roku. Drżącymi rękami wsadziła klucz do zamka.
Drzwi otworzyła ze swoistym namaszczeniem. W środku było cicho, a owa cisza napawała
grozą. W holu wisiały ubrania gospodarzy, w kuchni stała na wpół wypita kawa, a
obok niej leżała zeszłoroczna gazeta. Nic nie zmieniło się od tego pamiętnego
dnia. Mówili, że wrócą nie długo. Wyszli tacy radośni, pogodni, tacy żywi.
Tylko, że już nie wrócili. Już nigdy nie wejdą do tego domu. Nie przytulą
swojej małej córeczki, mama nie pocałuje jej w czoło i nie powie jak bardzo ją
kocha, tata nie chwyci jej w swoje silne ramiona i nie powie jak bardzo jest z
niej dumny. Bo oni już nie żyją i ona musi się z tym pogodzić. Oni odeszli, a
ona została tutaj sama i musi iść dalej. Tak już ten padół łez jest
skonstruowany.
Z
odrętwienia wyrwał ją dzwonek do drzwi.
- Dziękuję, że przyszliście. Nie chciałam być tu
sama.
- Mionka jesteś naszą przyjaciółką. To oczywiste,
że tu przyszliśmy - Harry Potter przytulił swoją przyjaciółkę.
- Zawsze będziemy cię wspierać - Ron Weasley
dołączył do uścisku. Hermiona przygotowała gorącą czekoladę i wraz z
przyjaciółmi próbowała na nowo oswoić to miejsce. Wieczorem wyszli wszyscy
troje. Dziewczyna nie była jeszcze gotowa, żeby spać w tym domu. Harry i Ron
odprowadzili ją pod same drzwi jej mieszkania w magicznej części Londynu. Udało
jej się wywalczyć pozwolenie na samodzielne mieszkanie, zamiast spędzenia
wakacji w domu dziecka. Dostawała niewielką zapomogę i raz w tygodniu
odwiedzała ją urzędniczka z ministerstwa. Jej wydatki były ściśle kontrolowane,
pełen dostęp do spadku i kontroli nad swoim życiem otrzyma w dniu siedemnastych
urodzin.
~~***~~
Harry
po otrzymaniu srogiego opieprzu od wuja, z serii "gdzie ty się szlajasz
całymi dniami, ty odmieńcu" mógł zaszyć się w swoim pokoju i nie oglądać
nikogo aż do dnia jutrzejszego. Wziął orzeźwiający zimny prysznic. Przyglądał
się swojemu odbiciu, zainwestował w soczewki więc nie potrzebował już tych
niewygodnych, starych okularów. Przeczesał ręką włosy. Między czarne kosmyki
wkradły się jasne kępki. Nie wiedział jakim sposobem. On ich przecież nie
rozjaśniał, a i nikt nie rzucił na niego zaklęcia. Odkrył również, że jest wyższy,
prawie taki jak Ron. Przeszło mu przez myśl, że ma nieźle opóźniony zapłon.
Położył się do łóżka i wgapiając się w sufit zaczął rozmyślać. Nienawidził
swojego wujostwa, nienawidził tego, że musi tu przebywać, nienawidził siebie,
że pozwolił na śmierć Syriusza i nienawidził swojej przyszłości. Nienawidził
tego, że to on będzie musiał pokonać Voldemorta. Najchętniej spakowałby swój
skromny dobytek i poszedł gdzieś daleko stąd, z dala od tych wszystkich ludzi,
którzy ciągle tylko czegoś od niego oczekiwali. Miał ochotę uciec od tego
wszystkiego. Gdzie twoja gryfońska
odwaga, Potter - zakpił głosik w jego głowie.
- Wzięła sobie wolne - odpowiedział zgryźliwie sam
sobie. Gwałtownie usiadł na łóżku. Sam siebie zadziwił. Przecież nie bywał
ironiczny.
- Co się dzieje, na gacie Merlina?!
~~***~~
Hermiona
pakowała swój kufer. Nie mogła uwierzyć, że robi to już ostatni raz. W
potrzebne jej książki zaopatrzyła się już jakiś czas temu. Szła dzisiaj na Pokątną
tylko po to, by potowarzyszyć przyjaciołom.
Przyjrzała się swojemu odbiciu. Włosy jej pojaśniały i musiała wszystkim
tłumaczyć, że ich nie farbowała. Nic z nimi nie robiła, same mniej się kręciły,
układając się w zwiewne fale otulające jej ramiona. I jakby przybyło jej kilka
centymetrów. A z resztą. Darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda.
~~***~~
Trójka
przyjaciół obeszła wszystkie sklepy na pokątnej. Zjedli lody, śmiali się i
wygłupiali. Później zgarnęli Ginny, poszli do Freda i Georga i wraz z nimi przenieśli
się do tętniącej życiem Nory. Pani Weasley krzątała się przy stole.
- Siadajcie kochani, zaraz podam obiad.
- To dobrze, bo umieram z głodu - Ron
ostentacyjnie złapał się za brzuch, a reszta wybuchła śmiechem. Pani Weasley
jak zwykle ciągle dokładała wszystkim na talerze (wszystkim poza Ronem, który
sam świetnie sobie radził). Harry konspiracyjnie szepnął do siedzącej koło
niego Giny
- Jak myślisz, ile jeszcze kotletów zdąży zjeść
zanim pęknie?
- Obstawiam, że zje wszystkie, które zostały i
obliże półmisek. - Ginny z trudem powstrzymywała śmiech.
- No nie wiem Gin. Jak dorzuci do tego ziemniaki,
to może nie zdążyć. - Hermiona udawała zmartwioną.
- Chyba masz rację Herm.
- Lepiej się stąd ewakuujmy, dziewczęta, zanim
wybuchnie.
Podziękowali za posiłek i chichocząc jak małe
dzieci odeszli od stołu. Wzięli koc i korzystając z ostatnich dni wakacji
rozsiedli się na trawie. Wygrzane powietrze otuliło ich ze wszystkich stron,
wprowadzając ich w stan błogiego lenistwa. Po chwili dołączył do nich Ron.
- O co chodziło?
Przyjaciele spojrzeli po sobie. Harry poklepał
przyjaciela po plecach.
- O nic takiego, stary.
Ronowi to wystarczyło. Nie roztrząsał dalej
tematu, a i reszcie w końcu przeszło. Siedzieli tak aż do zmierzchu ciesząc się
ciepłym, letnim wieczorem.
~~***~~
Peron
9 i 3/4 tętnił życiem. Pierwszoroczni wylewnie żegnali się z rodzicami, inni
gonili swoje niesforne zwierzęta, a jeszcze inni rozglądali się w poszukiwaniu
znajomych twarzy. Harry i Hermiona pojawili się wśród wszechobecnego
rozgardiaszu wraz z najmłodszymi potomkami rodziny Weasley.
- Hermiono, pomogę Ci z tym bagażem. - Ron zwrócił
się do przyjaciółki. Nim zdążyła zareagować Harry wyjął jej zmniejszony, ale
wciąż ciężki kufer z ręki i z kwaśną miną powiedział
- Naprawdę, Ronald, nie ma potrzeby, żebyś się
wysilał. Mamy wózek.
To powiedziawszy ruszył przed siebie, aby znaleźć
wolny przedział i ulokować ich pakunki. Ginny patrząc na wściekłą minę swojego
brata o mało nie przewróciła się ze śmiechu. Hermiona udawała, że całej
sytuacji nigdy nie było i jak gdyby nigdy nic zaczęła przepychać w stronę
pociągu. Gin dalej chichocząc ruszyła za nią. Wciąż czerwony Ron dreptał zaraz
za nimi. Harry już na nich czekał. Jednak bacznie obserwował stojących
nieopodal ślizgonów.
- Co to za dziewczyna stojąca z Malfoy'em i Zabinim?
- Nie wiem czy to prawda, ale chodzą plotki, że to
młodsza siostra Fretki - Ginny jak zwykle była na bieżąco ze wszystkimi
pogłoskami.
- Mnie też się coś obiło o uszy - Hermiona
zawtórowała przyjaciółce.
- No nieźle - skwitował Ron.
~~***~~
- Kto to stoi tam z Łasicem i Wiewiórą? - Draco
przyglądał się grupce przy pociągu.
- To Potter i Granger, słyszałem jak rozmawiają -
Zabini był równie zszokowany jak jego przyjaciel.
- Jeśli to jest Potter, to nie jest tak źle - blond
włosa towarzyszka ślizgonów była rozbawiona reakcją chłopaków.
- Nic nie mów Ellizabeth - zrezygnowany Draco
wsiadł do pociągu.
- On tak zawsze reaguje na widok Pottera? - Ellie
uśmiechnęła się do Zabiniego.
- Nasz tleniaczek ma PMS, nie wymagaj od niego za
dużo.
- No tak, to zdecydowanie ponad jego siły.
- Słyszałem! - wściekły ryk ślizgona poniósł się
po całym wagonie. Ellie i Blaise skwitowali jego oburzenie śmiechem i wsiedli
do pociągu. Za chwilę ekspres ruszył ze stacji, podsumowując swój wysiłek
regularnymi obłokami pary, którymi zionęła lokomotywa.
Nie nie wybaczę Ci tego opóźnienia ! Jak mogłaś mi to zrobić ?! Jak ?! ;(
OdpowiedzUsuńA teraz poważnie ( i szybko) ... mina Snape'a boska <3 Wiewióra to suka (agrrr) Kate <3 no i mój Diabeł <3 (tak o tobie mowa) :D