niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział IX

            Wszyscy zgromadzeni wokół szpitalnego łóżka jak zaczarowani przypatrywali się aparaturze podpiętej do pacjenta. Przysłuchiwali się rytmicznemu pikaniu, które informowało, że serce pacjenta zaczęło bić mocniej i szybciej. Zwiastowało to tylko jedno. Nicolas Riddle powracał do świata żywych.
- Draco szybko, zawołaj lekarza – blondynka siedząca koło łóżka złapała swojego brata za rękę. W chwili, w której magomedyk wszedł do sali Nick poruszył palcem u ręki. Jego powieki powoli zaczęły się unosić.
- Dzień dobry, panie Riddle. Jeśli mnie pan słyszy proszę zamrugać dwa razy – mężczyzna posłusznie wykonał polecenie. – Wspaniale. Serce pracuje dość stabilnie, podamy kroplówkę i myślę, że pan Riddle nie długo wróci do siebie.
- Dziękuję panie doktorze, – kiedy lekarz wyszedł, Kate na powrót skupiła całą swoją uwagę na bracie. – Nigdy więcej tak nie rób, słyszysz. Nigdy więcej mnie nie zostawiaj – Nicolas w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Nie mógł jej przecież nic zagwarantować.
Próbował jedynie wychrypieć jedno słowo. Jednak z tak zaschłym gardłem nie było to takie łatwe.
- Hoopr, Hooope.
- Już spokojnie braciszku. Zajęliśmy się nią razem z Draco. Nic jej nie jest, najadła się tylko trochę strachu. Teraz pilnuje jej Blaise.
            Nicolas rozluźnił się i zapadł w spokojny sen. Wszystko było w porządku, a przynajmniej w tamtym momencie nie odczuwał nawet najmniejszej straty.
            Nick powoli zbierał swoje rzeczy. Za chwilę miał zjawić się Higgs i mieli wrócić do twierdzy.
- Panie Riddle – do sali wszedł magomedyk. – Przyniosłem panu przepaskę. Szczerze panu powiem, że nie mamy pojęcia, dlaczego akurat oko. Właściwie nie mamy pojęcia, dlaczego w ogóle pan przeżył. Dlatego gdyby działo się coś niepokojącego, proszę niezwłocznie się do nas zgłosić.
- Oczywiście panie doktorze.
Nicolas musiał „zapłacić” za swoje życie. Stracił lewe oko. Nad i pod okiem rozciągała się zygzakowata blizna. Druga blizna przecinała jego plecy oraz tors niczym złowieszcza szarfa. Czarną przepaską zasłonił pusty oczodół przysłonięty nieruchomą powieką. Wyglądał teraz dość przerażająco. Niczym doświadczony zakapior. Ale czy w sumie nim nie był?
- Panie generale, możemy iść? – Higgs wszedł do sali.
- Tak, jestem gotowy.
Przed wejściem stało czterech uzbrojonych śmierciożerców. Sala Nicolasa była pilnowana dzień i noc, aby nikt przypadkiem nie zechciał dokończyć swojego dzieła. Teraz też mieli problem. W tym stanie Riddle musiał się oszczędzać i na siebie uważać, więc teleportacja i świstokliki odpadały. Po wielu dyskusjach postanowili użyć mugolskiego samochodu wzmocnionego i chronionego zaklęciami. Było to bardzo ryzykowne, ale nie mieli innego wyjścia. Wsiedli do luksusowego BMW i unieśli się w górę, zgrabnie omijając uliczne korki. Zmierzali na same obrzeża, gdzie mogli spokojnie przenieść się do twierdzy. Wysiedli na pustej polanie. Nicolas wyczarował przejście, które prowadziło wprost na błonia twierdzy. Przeszli przez nie niczym przez drzwi.
~~***~~
            Siedział za biurkiem tonąc w stercie papierów. Nigdy by nie przypuszczał, że wojna może nieść za sobą tyle papierkowej roboty, której nawiasem mówiąc serdecznie nienawidził. Może znajdzie sobie sekretarkę? Spojrzał na beztrosko bawiącą się Hope. Czasami też chciałby z powrotem stać się dzieckiem. Dziewczynka podbiegła i usiadła mu na kolanach.
- Pobawisz się ze mną wujku?
- Mam dużo pracy, może potem. – Hope była trochę zawiedziona, ale za chwilę swoją uwagę przeniosła na stojące na biurku zdjęcie.
- Kto to? – Nick spojrzał na ramkę. Na zdjęciu był on razem z Ellizabeth. Zrobili je, kiedy byli razem nad morzem. Ich ostatni wspólny wyjazd.
- To jest najwspanialsza kobieta, jaką mogłem poznać. Kiedyś Ci o niej opowiem, ale nie dzisiaj, dobrze brzdącu? – pstryknął ją delikatnie w nos, a ona się roześmiała.
- Ale obiecujesz, że kiedyś?
- Obiecuję.
- To dobra. – Hope zsunęła się z kolan mężczyzny i pobiegła dalej bawić się swoimi lalkami.
~~***~~
            Nicolas ani się obejrzał, a już musiał szykować się na bal świąteczny. Fakt obchodzenia świąt przez śmierciożerców nawet go bawił. A kiedy przypominał sobie jak jego siostra o to walczyła, to już w ogóle chciało mu się śmiać. Powoli zapinał guziki swojego galowego munduru. Poprawiał medale, wygładzał kołnierz. Hope kupił na tą okazję czerwoną sukienkę. Kate natomiast, tak upięła jej włosy, aby nie leciały jej na twarz i nie przeszkadzały. Byli gotowi chwilę przed czasem. Spokojnie kierowali się w stronę sali balowej.
            Wielu gości już się zebrało. Voldemort spraszał całe grono jego najwyżej postawionych popleczników. Oficerowie, redaktor naczelny Proroka Codziennego, pracownicy ministerstwa, komendant służby porządkowej. Nick kierował się w stronę swojej siostry. Stała w towarzystwie czerwonego na twarzy Malfoya i zalecającego się do niej francuskiego ambasadora. W tym momencie w oczach Nicka pojawiły się złowieszcze błyski świadczące o tym, że z satysfakcją psychopaty obiłby co nieco panu ambasadorowi. Zaszedł krępego mężczyznę od tyłu i prawie, że sycząc wypluł z siebie jadowicie
- Wesołych Świąt ambasadorze.
Mężczyzna podskoczył przestraszony i błyskawicznie się obrócił. Musiał lekko zadrzeć głowę, aby spojrzeć Nicolasowi w oczy. Jego nieustająca pewność siebie przy tym człowieku topniała w zastraszającym tempie. Francuz najzwyczajniej w świecie bał się postawnego Brytyjczyka. Z resztą, kto się go nie bał? Jeszcze ta przepaska. Ambasador całą siłą musiał powstrzymywać natarczywe wyobrażenie ziejącego pustką oczodołu.
- Chyba redaktor Proroka pana szuka. Może warto by z nim porozmawiać?
Polityk oczywiście pojął iluzję Nicolasa. A dla własnego dobra wolał z nim nie dyskutować. Posłał Kate pożegnalne spojrzenie, skinął głową i odszedł zbierać swoją godność z podłogi. Nick chwycił szklaneczkę ognistej. Wychylił ją jednym ruchem.
- Co za palant – szklanka z hukiem zetknęła się z zimnym blatem.
- Niestety braciszku, ten palant jest nam potrzebny – Kate zgromiła mężczyznę wzrokiem.
- Ale to nie powód, żeby cię rozbierał wzrokiem – Draco nie pozostawił sytuacji bez komentarza. Potrzebował zdecydowanie więcej trunku na uspokojenie. Jego oddech dobitnie na to wskazywał.
- Draco… Porozmawiamy później – Kate wolała nie kłócić się z mężczyzną w towarzystwie. Choć bardzo go kochała, czasami traciła do niego cierpliwość. – Wybaczcie, ale muszę jeszcze coś załatwić. Nie pozabijajcie mi się tutaj tylko.
Kate z gracją odeszła w sobie tylko znanym kierunku. Nicolas osuszył  jeszcze jedną szklaneczkę alkoholu i skierował swoje kroki w stronę tarasu. Świeże powietrze koiło jego zmysły. Z wewnętrznej kieszeni munduru wyciągnął zdobną papierośnicę, wziął swojego ulubionego Fritzgera i przypalił. Zaciągnął się, a tytoniowy dym przyjemnie drażnił jego płuca. Przymknął oczy i starał się wyciszyć umysł. Tym czasem podeszła do niego pewna brunetka. Szła zarzucając po drodze wszystkim czym miała, a jej krótka sukienka odkrywała więcej niż powinna. Zapewne nie zamarzła tylko dzięki zaklęciu.
- Szukałam cię, Nicolasie.
Odezwała się delikatnym, zamszowym głosem. Nick wyrwał się z zamyślenia. Odwrócił się na pięcie.
- Monique. Kto Cię tu przyprowadził?
- Pewien bardzo miły klient.
Uśmiechnęła się kpiąco umalowanymi na czerwono ustami.
- Miałaś chyba zamiar powiedzieć głupi i zdesperowany.
- Ty też kiedyś taki byłeś. Ale na szczęście zostawiłeś mi pamiątkę. Masz ze mną dziecko.
Nicolas wybuchł  śmiechem. Po chwili jednak, jego twarz stała się przerażająco poważna. Podszedł do kobiety niebezpiecznie blisko.
- Czy ty myślisz, że o to nie zadbałem? Na takie historie możesz sobie naciągać tych wszystkich swoich prezesików. Wybrałem cię tylko z jednego powodu. - Przybliżył swoje usta do samego jej ucha. - Wiem, że jesteś bezpłodna.
Odszedł zostawiając oniemiałą kobietę. Nick miał już dość tego całego przyjęcia. Chciał już wrócić do siebie.
~~***~~

         Kate porzuciła biżuterię na stojącej w przedpokoju etażerce. Bolerko odwiesiła na pobliskim haczyku. Kiedy zmierzała do sypialni coś przykuło jej uwagę. Na stole, opierając się wazon, stała beżowa koperta. Zdziwiona kobieta podeszła i wzięła do rąk tajemniczą przesyłkę. Była zalakowana, jednak nie odciśnięto w niej żadnej pieczęci. Zwykły, gładki, czerwony lak. Kate złamała go i obejrzała zawartość. W jednym momencie jej ciało oblała fala smutku i dzikiej furii.