.............................................................................................................................................
„Niejeden z nas czasem
robi jakiś błąd
Czasem się zdarza dwa razy pod rząd.
Ufa tym, co nie warci ufania,
Kocha tych, co nie warci kochania.
A kto wie, czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
I warto mieć marzenia
Doczekać ich spełnienia.
Kto wie czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
Nie obserwują zdarzeń,
I nie spełniają marzeń!!!”
Ufa tym, co nie warci ufania,
Kocha tych, co nie warci kochania.
A kto wie, czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
I warto mieć marzenia
Doczekać ich spełnienia.
Kto wie czy za rogiem
Nie stoją Anioł z Bogiem?
Nie obserwują zdarzeń,
I nie spełniają marzeń!!!”
~ DeSu – „Kto wie?”
Są
w grudniu szczególne dni. Choć wieje ostry wiatr, mróz szczypie w policzki, a
zaspy osiągają monstrualne wielkości, to w ludzkich sercach gości ciepło.
Ciepło wyjątkowe – bo świąteczne. Ciepło to topi w wszelkie złości, przegania
żale i troski. Wszystkie spory odchodzą w zapomnienie. I jest tu niedaleko taki
dom. Pięknie przystrojony. Od progu wita nas zapach świeżych pierniczków.
Ogromna choinka błyszczy w salonie. Rodzina Hermiony Granger od lat świętuje w
ten sposób. Zawsze spędzają je w rodzinnym gronie. Ona, jej mąż i dwójka
dzieci.
- Rose, kochanie, czy mogłabyś mi pomóc
udekorować pirniczki?!
- Już idę mamo! – kobieta wróciła do
przygotowywania słodkiej polewy.
- Ronald! – zawołała oburzona, zobaczywszy
męża wyjadającego masę kakaową.
- Ałaa! – mężczyzna nie był szczęśliwy,
kiedy jego żona uderzyła go drewnianą łyżką.
- To na wigilię, najesz się później – kiedy
zrobił minę zbitego psa, dodała kręcąc głową: - Jak dziecko, zupełnie jak
dziecko. Przyniósłbyś mi lepiej karpia z piwnicy.
Ron wyszedł z kuchni pomrukując coś o tym,
że jemu to już nic się od życia nie należy. W progu minął się ze swoją córką.
- O, Rose dobrze, że przyszłaś, bo twój
ojciec jest całkowicie nieprzydatny w kuchni.
- Właśnie słyszałam – nastolatka zaśmiała
się. – To gdzie są te ciastka?
- Stoją w jadalni na stole, przynajmniej
taką mam jeszcze nadzieję. – Rose miała już się oddalić, jednak Hermiona ją
zatrzymała. – Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę. Czy mogłabys wziąć Hugona i
zanieść prezenty do wujka Harry’ego i cioci Ginny? Ja naprawdę już dzisiaj nie
dam rady, a taty wolę nie wysyłać.
- Jasne mamo, chętnie odwiedzę moich
kuzynów.
- Dziękuję Ci kochanie, chyba bym sobie bez
ciebie nie poradziła.
- Oj, przesadzasz.
*****
Jednak
nie daleko od tego tętniącego życiem domu, można było spotkać piękną
rezydencję, która była całkowitym przeciwieństwem wspomnianego domostwa.
Doszukanie się lampek lub jakiejkolwiek ozdoby było niemożliwe. Nawet
atmosfera, która tam panowała nie była zbyt radosna, a co dopiero świąteczna.
Na sofie leżała kobieta z ciemnymi, brązowymi włosami. Spod jej sukni odznaczał
się spory, ciążowy brzuszek. Była pochłonięta lekturą za którą akurat się
zabrała. Obok niej na fotelu siedział wysoki mężczyzna o platynowych włosach.
Aktualnie przeglądał Proroka Codziennego.
Ich syn błąkał się bez większego celu po całej rezydencji. Tak właśnie
wyglądały Święta Dracona Malfoya i jego rodziny.
- O której kolacja? – chłopak zwrócił się
do rodziców.
- Skrzaty miały ją przygotować na
dwudziestą – odpowiedziała mu matka, nie odrywając wzroku od lektury.
- Wspaniale – mruknął. – Wychodzę.
- Dokąd idziesz? – tym razem kobieta
spojrzała na syna.
- A jakie to ma znaczenie? – uśmiechnął się
ironicznie.
- Masz mi natychmiast odpowiedzieć –
kobieta usiadła, choć w jej stanie była to dość powolna opercja.
- Scorpiusie nie wolno denerwować matki w
tym stanie – ojciec spojrzał na niego karcąco.
- Wrócę na kolację – powiedział wychodząc z
pomieszczenia. – Albo nie…
*****
Rose
zapukała do drzwi domu w którym mieszkali Potter’owie.
- Al, otwórz drzwi! – usłyszała głos cioci
Ginny.
- Już mamo!
Zamek w drzwiach szczęknął.
- Cześć Al – uśmiechnęła się do kuzyna.
- Och, serwus Rose – Albus był troszeczkę
zaskoczony widokiem kuzynki. – Hej Hugo – przywiatał się z maluchem siedzącym
na sankach.
- Przyniosłam prezenty.
- Jasne, wchodźcie – przepuścił ich w
drzwiach.
- Ten jest dla ciebie – podała mu paczkę podpisaną
jego imieniem. – Mam nadzieję, że Ci się spodoba, bo sama wybierałam.
Albus wyciągnął z pakunku zieloną bluzę. Z
przodu widniał napis „ uwaga, bo Ślizgon”, a z tyłu dopisek „… i gryzie”.
Chłopak zaśmiał się.
- Dzięki, jest świetna.
- Nie ma za co.
Z kuchni wyjrzała rudowłosa kobieta.
- Rose, jak miło cię widzieć – przytuliła
dziewczynę. – Mama nie mogła przyjść?
- Wolała nie zostawiać ciast sam na sam z
tatą.
- Rozumiem – Ginny zaśmiała się. –
Zostaniecie chwilę, mam gorące kakao?
- Nie, musimy iść jeszcze do wujka Georgea,
a nie mamy zbyt wiele czasu. Mama kazała tylko przekazać, że wpadniemy po
Świętach.
- Oczywiście. Wesołych Świąt!
- Wesołych Świąt!
*****
Kiedy
Rose była w połowie drogi do domu z nieba zaczął pruszyć śnieg. Hugo zasnął w
sankach, dlatego też szła w ciszy, aby go nie obudzić. Mijała zabieganych
ludzi, którzy na ostatnią chwilę kupowali prezenty, lub inne potrzebne im
rzeczy. Przy jednej z witryn zobaczyła jakąś znajomą sylwetkę. Kiedy ta osoba
się odwróciła, miała już pewność, że ją zna, choć nie cieszyła się z tego
spotkania. Scorpius Malfoy też ją chyba zauważył, bo ruszył w jej stronę z twarzą
wykrzywioną w ironicznym uśmiechu.
- Weasley, stęskniłaś się za mną? – powiedział
z udawaną słodyczą.
- Nie mam ochoty cię słuchać, ani tym
bardziej się denerwować, więc z łaski swojej daj mi spokój i zejdź mi z oczu –
ruszyła przed siebie, jednak chłopak nie miał zamiaru się odczepić.
- Auć, Weasley, mówiono mi, że w wigilię to
nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem, ale nie myślałem, że to prawda.
- Bardzo śmieszne, Malfoy. Nudzisz się, czy
już nikt cię nie kocha, że się uczepiłeś jak rzep psiego ogona?
- Naucz się, że wszyscy kochają Malfoya.
- Taaa… - miała powiedzieć coś jeszcze, ale
zamurowało ją kiedy zobaczyła nadbiegającego kuzyna. – Merlinie, tylko nie to!
Zabiję cię kiedyś Malfoy, wiesz!
- Rose! Hugo zostawił u nas swojego… misia?
– Albus Potter zgłupiał troszeczkę widząc swojego szkolnego kolegę razem z jego
kuzynką. – Malfoy, co ty tu robisz? Mówiłeś, że zostajesz w Hogwarcie – chłopak
nie krył swojego zdziwienia.
- Życie jest inne od marzeń, Potter.
Al podał zgubionego misia zdębiałej Rose.
- To ja wam nie będę przeszkadzał – rzucił
brunet z dość dwuznacznym uśmiechem i oddalił się tak szybko, że rudowłosa nie
zdążyła nawet zareagować.
Następny
odcinek trasy przeszli w całkowitej ciszy, jednak blondyn za nic nie chciał się
odczepić. Nastolatka zatrzynała się z czerwonymi ze złości policzkami, kiedy
poczuła zimny puch na swojej twarzy.
- Malfoy!!! – chłopak zaśmiewał się w
najlepsze. Dziewczyna schyliła się i rzuciła śnieżką w blondyna. W tym momencie
chłopak zmarszczył niebezpiecznie brwi.
- To oznacza wojnę, Weasley! – rzucali się
tak długo, aż całkowicie przemokli. Rose rozejrzała się.
- Gdzie jest Hugo? – w śniegu dojrzała ślady,
które prowadziły wprost do ledwo zamarzniętego stawu. – Merlinie, nie! – biegła
nawołując chłopca. Dojrzała go wciąż słodko śpiącego na środku stawu. Przestała
krzyczeć, żeby go nie obudzić i niepotrzebnie nie straszyć. Weszła ostrożnie na
taflę. Była już blisko brata, kiedy lód przeraźliwe skrzypnął. Ostatnie co
zapamiętała to wszechogarniające zimno.
*****
- Coś długo ich nie ma – pani Weasley
denerwowała się coraz bardziej.
- Zaraz wrócą, nie martw się – pocieszał ją
mąż.
- A jak coś im się stało? Nie wybaczyłabym
sobie.
- Nawet tak nie mów. Zobaczysz, zaraz tu
pewnie wejdą cali i zdrowi – dzwonek do drzwi rozbrzmiał w całym domu. –
Widzisz, to pewnie oni – Ron ruszył do drzwi z zamiarem ich otworzenia. Jego
mina była nie do opisania, kiedy zobaczył młodego Malfoy’a niosącego na barana
Hugona i ciągnącego na sankach Rose, która była przykryta kurtką chłopaka.
Hermiona wyjrzała ponad ramieniem męża. Od razu odezwał się jej zdrowy
rozsądek.
- Merlinie, Ronald, wpuść ich natychmiast,
muszą być przemarznięci! – mężczyzna położył córkę na kanapie przy kominku i
przykrył grubym kocem. Hermiona rozebrała rozentuzjazmowanego pięciolatka,
śmiejąc się z jego barwnej opowieści. Scorpius stał z boku przyglądając się
temu całemu obrazkowi ze smutkiem i, co musiał przyznać sam przed sobą, z
zazdrością. W swoim domu nigdy nie doświadczył tyle miłości i troski, co te
rodzeństwo w tej chwili.
- To ja już pójdę – mruknął w stronę
dorosłych i chwycił klamkę z zamiarem ulotnienia się. Hermiona postanowiła
jednak zatrzymać chłopaka. Od razu skojarzyła go z chłopakiem ze zdjęcia, które
stało na biurku jej współpracownika.
- Zostań, powinieneś się rozgrzać. Z tego
co powiedział mi Hugo, to uratowałeś życie mojej córce – stało się coś
niesłychanego: Scorpius Malfoy się zarumienił. Ale nie mógł nie zareagować na
ten pełen bezgranicznej wdzięczności i ciepła wzrok kobiety. – Potem powiadomie
twoich rodziców, pewnie bardzo się martwią.
- Wątpie – westchnął tylko w odpowiedzi,
jednak dalej już nie protestował. W międzyczasie Rose zdążyła się już obudzić.
Nawet Ronald uśmiechnął się do chłopaka, kiedy usłyszał o zaistniałej sytuacji.
*****
Wszyscy
śmiali się z żartu Scorpiusa, kiedy to już po raz drugi tego wieczoru
rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Tym razem to Hermiona otworzyła. Kiedy blondyn
usłyszał głos swojego ojca już szykował się na dziką awanturę.
- Dobry wieczór Hermiono – przywitał się
dość uprzejmie Dracon.
- Witaj Malfoy – kobieta wiedziała, że
mężczyzna mówi do niej po imieniu, bo po prostu nazwisko jej męża nie przechodzi
mu przez gardło. Czasami czuła się, jakby nigdy nie dorośli i nadal byli w
Hogwarcie. Teraz jednak była gryfonka skupiła wzrok na stojącej obok mężczyzny
kobiecie. Miała długie włosy w kolorze gorzkiej czekolady. Spod zasłony gęstych
rzęs spoglądały na nią brązowe oczy. Była dość smukłej budowy, a pod płaszczem
odznaczał się pokaźnych rozmiarów
ciążowy brzuszek.
- To moja żona…
- … Veronica Malfoy – kobieta podała
Hermionie dłoń.
- Hermiona Weasley, miło mi – w tym czasie
zdążył przyjść Scorpius.
- Możesz zacząć się wydzierać – zwrócił się
do ojca.
- Scorpius! Masz tak więcej nie robić!
Rozumiesz?! Wiesz jak żeśmy się o ciebie cholernie martwili?! – jednak Veronica
musiała przerwać wywód swojego męża, kiedy złapał ją ostry skurcz. Ścisnęła go
za rękę.
- Draco, zaczyna się.
- Merlinie, co?! Teraz?! – z pomocą Rona
posadzili kobietę na kanapie. – Nie dostaniemy się przecież teraz do Munga! –
mężczyzna powoli zaczynał panikować.
- Malfoy uspokój się. Ronald, sprowadź tu
szybko Neville’a - Hermiona musiała
zachować zimną krew. – Zaraz zjawi się magomedyk, spokojnie. Oddychaj głęboko –
kobieta starała się uspokoić ciężarną.
*****
- Jeszcze chwila, już prawie jest! – po
domu rozniósł się płacz noworodka. – Gratuluję państwu ślicznej córeczki –
Newille podał dziecko zmęczonej matce. Hermiona odprowadziła przyjaciela do
drzwi.
- Powiedz Malfoy’owi jak ochłonie, że
powinni się zgłosić jutro z dzieckiem do szpitala, aby przeprowadzić rutynowe
badania.
- Oczywiście. Dziękuję Neville.
- Nie ma za co. Luna kazała przekazać
wszystkim życzenia.
- Dziękujemy, pozdrów ją od nas.
*****
To
były wyjątkowe Święta, które zmieniły wiele w życiu obydwu rodzin. Nikt by nie
pomyślał, że rodziny Malfoy i Weasley mogą wspólnie usiąść przy wigilijnym
stole. Nikomu przez myśl by nie przeszło, że Draco może zachwycać się ciastami
Hermiony, a Ron i tak by twierdził, że jego własny kawałek na pewno smakuje
lepiej. Nikt by nie posądził tych ludzi, że mogą razem usiąść przy kominku i
wraz z małą Julie śpiewać kolędy. Mikt by nie przewidział, że Rose i Scorpius
mogą pocałować się pod jemiołą. I nikt by nie powiedział, że te rodziny mogą
się zaprzyjaźnić. Jednak należy pamiętać, że Święta to magiczny czas, w którym
dzieją się rzeczy niesłychane.