.......................................................................................................................................
Wyjrzała za okno. Okolica powoli pokrywała się białym
puchem. Wszystkie problemy wydawały jej
się takie odległe. Spojrzała na
zegarek. Wskazywał czwartą. Ruszyła w stronę szafy aby się przebrać. Oczywiście
nie była to mała, drewniana szafa stojąca gdzieś w kącie. Mamy tu na myśli
wielkie pomieszczenie po brzegi wypełnione różnorakimi ubraniami i dodatkami.
Można było tam spędzić naprawdę dużo czasu. Kate pomyślała o swojej byłej,
rudej przyjaciółce, która tak lubiła ładne ubrania, i żal ścisnął jej serce.
Nie widziały się już tak długo, nawet nie wiedziała czy Ginny żyje. Mimo,
że Weasley tak ją zawiodła to ona nadal
o niej myślała i za nią tęskniła. Brakowało jej tej żywej i roześmianej osóbki.
Delikatne dzwonienie zakomunikowało jej, że do pomieszczenia wślizgnęła się
Snowflake – jej śnieżnobiała kotka. Dobrze pamiętała dzień w którym Draco jej
ją podarował. Żartował, że nie udało mu się znaleźć białej fretki, więc ma ze
sobą białego kotka. Stwierdził też, że nigdzie nie znajdzie lepszej fretki niż
ta którą był przez chwilę on sam. Powróciła jednak do rzeczywistości, kiedy
zorientowała się, że musi zaraz wychodzić. Nie chciała się spóźnić.
~~***~~
Draco musiał iść, aby nie spóźnić się na spotkanie z
Kate, a Blaise miał swoje obowiązki w koszarach. Nick postanowił, że w takim
razie pójdzie na piwo kremowe do Madame Rosmerty. Zawsze dziwiło go, że pomimo
wojny to miejsce w ogóle się nie zmienia, zawsze panowała tam przyjemna
atmosfera. Prześladowało go tylko jedno... poczucie, że ktoś go śledzi. Wiedział,
że to idiotyczne. Dla pewności chwycił różdżkę i gwałtownie się obrócił
wołając:
- Kto tu jest?! – zero reakcji.
Dla pewności zawołał jeszcze raz. Tym razem zza budynku wychynęła drobna
główka. – Pokaż się! – drobna dziewczynka stanęła przed nim. Spod czapki
wystawały jej dwa rude warkocze. Na chudziutkim ciele zwisał czerwony,
poprzecierany płaszczyk. Jedyną czystą rzeczą jaką miała na sobie był szalik w
barwach Hufflepuff’u. Spoglądała na niego nieufnie szmaragdowymi oczami. Nos
miała oprószony delikatnymi piegami. Nicolasowi zrobiło się żal zabiedzonego
dziecka. Przykucnął, aby spojrzeć jej w twarz.
- Jesteś głodna? – zapytał
łagodnie. Dziewczynka przytaknęła. – Poczekaj tu, zaraz wrócę – wszedł do „Trzech mioteł” w celu zakupienia
jakiegoś jedzenia. Zimą zawsze można było tam zjeść jakiś ciepły posiłek. Wziął
dwie miseczki gorącego rosołu i wyszedł. Dziewczynka stała dokładnie w tym
samym miejscu w którym ją zostawił. Usiadł na śniegu i podał jej miseczkę z
zupą. Ona ostrożnie chwyciła ją w przemarznięte rączki. Próbowała jeść powoli,
ale głód z nią wygrał i po chwili siorbała zupę już bez użycia łyżki. Nick
odstąpił jej jeszcze swoją własną porcję.
- To co, powiesz mi teraz jak
masz na imię?
- Hope – szepnęła.
- Bardzo ładne imię. Ale
powinnaś teraz być w domu. Zmykaj – dziewczynka jakby trochę zawiedziona zaczęła
się powoli oddalać. Nick teleportował się do twierdzy, jednak za późno
zorientował się, że kościste rączki ściskają jego pelerynę.
~~***~~
Draco zabrał Kate do ich ulubionej restauracji. Złożyli
zamówienia i w końcu mogli swobodnie porozmawiać.
- Martwię się o Nicka, Draco.
- Ja też zauważyłem, że nie
jest z nim najlepiej.
- Z niego po prostu uchodzi
życie. Nie wiem jak mam mu pomóc. Najgorsze jest to, że on nie chce dać sobie
pomóc.
- Wiesz, że nie jestem dobry w
takich sprawach. Ja też za nią tęsknie.
- Wszyscy za nią tęsknimy
–poprawiła go.
- Poradzi sobie.
- Tak myślisz?
- Skarbie, mówi Ci to Draco
Malfoy, a on zawsze ma racje – uśmiechnął się do niej czarująco.
- Tego argumentu nic nie
przebije – zaśmiała się. Reszta wieczoru minęła w przyjemnej atmosferze.
Musieli się trochę odstresować.
~~***~~
- No to mamy problem – Nicolas
przeczesał nerwowo palcami włosy. – Przecież twoi rodzice będą się martwić.
- Nie będą – odparła
dziewczynka z niepokojącym przekonaniem.
- Dobra, do tego jeszcze
wrócimy. To może chociaż powiesz mi dlaczego chodziłaś akurat za mną?
- Bo wyglądasz jak Oni.
- Jacy „Oni”? – Nick nie
ukrywał swojego zdziwienia.
- No Oni – Hope powtórzyła to
takim tonem, jakby w głowie jej się nie mieściło, że można tego nie wiedzieć. –
Mamusia zawsze tak na nich mówiła. Przyszli do nas i tatuś kazał mi się schować
i dał mi ten szalik. Mówił, że mnie potem znajdzie i powiedział, że razem z
mamusią mnie kochają, a ja przecież o tym wiedziałam. I tatuś poszedł otworzyć
drzwi i potem Oni i mamusia i tatuś poszli gdzieś, a ja czekałam. Tatuś nie
przychodził, to pomyślałam sobie, że ja go poszukam. No i tak go szukam i potem
znalazłam Ciebie i za tobą poszłam i mi kupiłeś rosołek i byłeś taki miły, ale
Oni nigdzie się nie znaleźli i Gilbert musiał mnie pocieszać i…
- A kto to jest Gilbert?
- Och, jak ty nic nie
rozumiesz. Inni Oni nie byli tacy gadatliwi. Ale potem prowadzili mnie do sierocińca
i mówili, że mam tyle nie paplać, ale ja wcale nie paplam. No i ja
musiałam stamtąd uciekać, ale raz
dostałam ten płaszczyk. A jeden chłopczyk to mi chciał zabrać mój szalik i ja
go teraz nie lubię tego chłopca i on to w ogóle…
- Rozumiem, ale kto to jest
Gilbert? – bezpośredniość tego dziecka coraz bardziej go bawiła.
- To jest Gilbert – pokazała mu
wyciągniętego z kieszeni płaszcza misia.
- Bardzo ładny.
- On jest przystojny. Mój tata
zawsze tak mówił: „ Gilbert jest przystojny, a ty jeszcze ładniejsza”.
- Dobrze – Nicolas roześmiał
się. – To może powiesz mi jak nazywali się twoi rodzice?
- Nie.
- Jak to nie?
- Bo mama zawsze mi mówiła, że
mam nie mówić obcym ludziom takich rzeczy.
- Aha – wiedział, że jakby jej
powiedział, że w ten sposób znajdzie jej rodziców, to na pewno by mu
powiedziała, ale nie chciał jej robić nadziei. Jednak wpadł na inny pomysł.
Zagwizdał. – A jemu byś powiedziała? – wskazał na wytaczającego się z
sąsiedniego pokoju psa.
- Jemu powiem. Ale nie
podsłuchuj! – zastrzegła.
- Oczywiście – jednak Hope
mówiła na tyle głośnym „szeptem”, że nie musiał specjalnie podsłuchiwać. Piorun
siedział ze spokojem, a dziewczynka przytulona do jego szyi opowiadała wszystko
z przejęciem. Nicolas przyglądał jej się. Ta drobna, gadatliwa istotka poruszyła
coś w jego zakurzonym sercu. Kiedy miał już wystarczają ilość informacji, wysłał
Higgs’a po odpowiednie dokumenty.
- I co ja mam z tobą zrobić
mała?
- Nie wiem, ale nie wysyłałabym
mnie do sierocińca, bo zakładam, że bym z niego uciekła.
- Ale tutaj też nie możesz
zostać.
- Dlaczego? Przecież nawet Cię
lubię i nie przeszkadza mi aż tak bardzo twoje gadulstwo.
- Moje gadulstwo? – zapytał ze
śmiechem.
- No przecież ja nie jestem
gadułą.
- Nie no, oczywiście – wolał
się z nią nie kłócić. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. – Wejść!
- Panie Generale, przyniosłem
dokumenty o które Pan prosił.
- Dziękuję Higgs, możesz
odejść.
- Tak jest – kiedy porucznik
zniknął za drzwiami Nick zwrócił się do Hope.
- Dobra, to teraz ty idziesz
się porządnie wyszorować. Skrzaty Cię zaprowadzą. Postaram się też znaleźć Ci
coś świeżego do ubrania. Potem się zastanowimy co z tobą zrobić – zaraz po
wyjściu Hope sięgnął po pozostawioną na biurku teczkę. Zobaczył w niej to czego
się spodziewał. Zgarnął ją i zebrał się do wyjścia.
- Higgs, jak Hope się umyje to
masz się nią zająć i jej przypilnować. Ja zaraz wracam.
- Mam się z nią bawić Panie
Generale?!
- Nie idioto, masz ją wypasać
na łące! Oczywiście, że masz się z nią bawić! I módl się, żeby mi się na nic
nie poskarżyła!
Szybko dotarł do komnat Kate. Zastukał, a kiedy kobieta
go wpuściła zwięźle opisał jej całą sytuację.
- I nie wiem co mam teraz
zrobić.
- Przecież widzę, że wiesz co
zrobić.
- Żartujesz sobie, nie może tu
mieszkać. To obce dziecko!
- Nie unoś się tak braciszku.
Ja tylko stwierdzam, co widać po twoim zachowaniu.
- Merlinie, do sierocińca też
jej nie oddam. Na razie tu zostanie, a potem zobaczę – kobieta tylko
westchnęła.
- A tak w ogóle jak się
czujesz? Ostatnio mało rozmawiamy.
- Ojciec podobno szykuje atak
na Hogwart. Uważa, że wtedy zada Dumbledore’owi ostateczny cios. Mnie nic nie
chce powiedzieć. Siedzi sam, nawet z matką nie rozmawia. Zawsze wiedziałem, że
to szaleniec. Jak tak dalej pójdzie, to ja skończę tak samo.
- Nick, nie mów tak. Zobaczysz,
ta wojna się nie długo skończy.
-Wierzysz w to jeszcze? To
naiwne. Nie wierzę, że dałem się w to wkręcić. Wiesz, czasami zastanawiam się
co by było, gdybym dalej był Harrym Potterem, Chłopcem Który Przeżył, nadzieją
czarodziejskiego świata.
- Błagam Cię, przestań. Mnie
też nie jest łatwo. Muszę się płaszczyć przed tymi wszystkimi zapyziałymi
ministrami, dbając o stosunki zagraniczne. A ojciec wcale swoim zachowaniem nie
pomaga. Naprawdę ciężko jest przekonać ministra Francji, że nasi śmierciożercy
znaleźli się nad kanałem La Manche
zupełnie przez przypadek. Na razie wystarczy nam jedna wojna. Czasami też
wolałabym być dalej kujonką, która pewnie teraz wertowałaby książki poszukując
sposobu na wygranie tej wojny. Jeszcze na dodatek muszę martwić się o ciebie i
Dracona. Nikomu nie jest łatwo, ale trzeba żyć dalej. Nam też jest bez niej
ciężko, ale poddając się życia jej nie wrócisz! Wiem, że trwa wojna, ale ona
chciałaby byś się nie poddawał. Jeszcze wszystko będzie dobrze…
- Nic bez niej
nie jest dobrze! Rozumiesz?! Ja nie potrafię bez niej żyć! Nie potrafię –
rozpłakał się. Łkał jak małe dziecko, ale nie wytrzymał już. Musiał wyrzucić z
siebie te złe emocje, które w sobie dusił przez tyle czasu. Kate objęła brata.
- Przyjdź
jutro z małą do nas na śniadanie, zjemy w piątkę.
- W piątkę? –
zdziwił się?
- Tak, Blaise
też ma przyjść. Czasami zadziwia mnie ile ten facet może mieć w sobie humoru i
optymizmu.
- Tak, on
jest w dziewięćdziesięciu procentach złożony z poczucia humoru – zaśmiali się
razem.
~~***~~
Nicolas miał ochotę roześmiać się, kiedy dostrzegł
swojego podwładnego w różowej sukience, z koroną na głowie, popijającego
wyimaginowaną herbatę. Obok niego siedziała Hope, w błękitnej sukience, którą
kazał dla niej przygotować. Z bardzo poważną miną obgadywała niejaką księżnę
Fritzpatrick, twierdząc, że chodzi jak kaczka i ona sama na pewno lepiej
zatańczyłaby razem z księciem. Higgs oczywiście gorliwie jej przytakiwał,
dodając, że kreacja księżnej również nie wypadała najlepiej. Nick dostrzegł
nawet Gilberta we fraku.
- Jak herbatka, księżniczki? –
zapytał wesoło.
- Pan Generał! – niestety Higgs
chciał wstać tak szybko, że przydepnął sobie sukienkę, co skończyło się jego
upadkiem wprost pod nogi szefa.
- Ja zawsze myślałem, że to panowie
kłaniają się księżniczką, a nie odwrotnie.
- Tak jest Panie Generale! –
mężczyzna gramolił się z podłogi i na pewno nie robił tego z gracją godną
księżniczki. – Znaczy… Ja pójdę się przebrać – zniknął szybko za drzwiami.
- Nawet go lubię, ale kiepska z
niego księżniczka – dziewczynka patrzyła na drzwi za którymi przed chwilą
zniknął mężczyzna.
- Chyba będziecie musieli
znaleźć sobie inną zabawę.
- To mogę tu zostać? – spytała
z nadzieją. Nick przykucnął, aby móc jej spojrzeć w twarz.
- Tak, na razie tak – Hope
rzuciła mu się na szyje.
- Dziękuję – szepnęła w jego
koszule. Nick po chwili otępienia również ją objął. – A mogę ci mówić wujku? –
spojrzała mu prosto w oczy.
- Jasne – uśmiechnął się do
niej.
- Super, będę miała wujka –
szczerze się cieszyła.
- Chodź, pokarzę ci gdzie
będziesz spała.
- A jaki rodzaj potwora mieszka
pod łóżkiem? – zapytała całkowicie poważnie.
- Rodzaj potwora?
- No tak, pod każdym łóżkiem
mieszka potwór. Niektóre są dobre, a inne nie. I chce wiedzieć jaki jest ten.
- Cóż, myślę, że ten na pewno
jest dobry.
- To dobrze, bo ja nie lubię
niedobrych potworów. Są z nimi same problemy – dziewczynka chwyciła Gilberta i
łapiąc Nicka za rękę dała się poprowadzić do przydzielonego jej pokoju.
Rozdział jak zwykle świetny :)
OdpowiedzUsuńHope jest boska. I teraz mój ulubiony fragment: '' - Mam się z nią bawić Panie Generale?!
- Nie idioto, masz ją wypasać na łące! '' Awwww *.* to takie twoje :D aż przypominają mi się nasze rozmowy :3
Weny życzę :D Weronika
A niedziele też są dobre ...
Usuń