Zaczaił
się nie daleko sali, w której odbywały się lekcje z przeraźliwie nudnej
historii magii. Harry nerwowo obracał w palcach drobny pierścionek. Miał zamiar
zwrócić go właścicielce. Jeszcze nie dawno ekscytująca, wizyta sprawiła, że
chciał uciec stamtąd jak najszybciej. Jednak stał w miejscu i w napięciu czekał
na koniec lekcji. W końcu fala uczniów szóstego roku wylała się na korytarz. A
na końcu wyszła ona. Upychała jeszcze pergaminy w na wpół otwartej torbie. Kiedy
dołożyła do tego wielki podręcznik do transmutacji, który do tej pory trzymała
pod pachą, torba stwierdziła, że to dla niej za dużo, że ma już dość i pasek
łączący ramię z powierzchnią magazynową pękł. A zawartość majestatycznie
rozłożyła się wokół wściekłej do granic możliwości ślizgonki. Na pewno z jej
ust wydobyło się kilka słów z rodzaju tych nieprzyzwoitych. Jednak Harry był
zbyt oddalony by cokolwiek usłyszeć. Wizerunek damy w opałach obudził w nim tę
kroplę głęboko skrywanej rycerskości i młody gryfon podszedł bez słowa do blondynki
i pomógł zbierać klamoty. Ellizabeth jednak nie chciała docenić ofiarności
nastolatka. Wyrwała mu plik pergaminów i obróciwszy się na pięcie ruszyła przed
siebie.
- Poczekaj! - Harry chwycił ją za
ramię i obrócił twarzą do siebie co, biorąc pod uwagę jej drobną sylwetkę,
wcale nie było takie trudne.
- Czego znowu chcesz, Potter? -
Ellizabeth wiedziała, że gryfon ma nad nią fizyczną przewagę i wyrywanie się
czy uciekanie nie ma sensu. A z resztą, czy tak na prawdę chciała odchodzić?
- Ja... - chłopak zapomniał nagle
języka w gębie. I nie wiedział czy podziałał tak na niego jej świdrujący wzrok
czy może niesforne kosmyki w artystycznym nieładzie. Jednakże widząc jej minę
opamiętał się i szybko przypomniał sobie jak się wysławia pełnym zdaniem. -
Chciałem Ci to oddać.
Wyciągnął z kieszeni drobną
błyskotkę. Wyraz twarzy panny Malfoy zmienił się diametralnie, kiedy zobaczyła
co Potter trzyma w swoich dłoniach. Tak się bała, że straciła go na zawsze.
Pierścionek był dla niej ważną pamiątką, nigdy go nie zdejmowała. Kiedy
zorientowała się, że go nie ma czuła się jakby straciła palec. A teraz leżał na
wyciągniętej w jej stronę dłoni Pottera.
- Och... Dziękuję.
Wyciągnęła rękę, tak śmiesznie małą
w porównaniu do dłoni chłopaka. Kiedy jej opuszki musnęły zimne srebro
pierścionka dłoń Harry’ego nagle się zacisnęła. I równie szybko się otworzyła.
Zawstydzony spuścił wzrok i ukrył dłonie w kieszeniach.
- Przepraszam - gdyby Ellizabeth
nie patrzyła na jego twarz zupełnie nie byłaby świadoma, że z ust Pottera
wydobył się jakiś dźwięk.
- Nie szkodzi, ja... ja już pójdę -
dokładnie czuła ciepło opanowujące jej policzki.
- Tak... ja też - jednak nie
odszedł od razu tylko przyglądał się malejącej sylwetce ślizgonki. A ona
usilnie walczyła z chęcią spojrzenia za siebie.
~~***~~
Harry
nie miał najmniejszej ochoty pojawiać się w pełnym uczniów pokoju wspólnym
Gryffindoru. Chodził po całym zamku bez większego celu, myślami będąc daleko.
Nie mógł pozbyć się tego wrażenia, że coś mu umyka, że dzieje się coś
wielkiego, a on tego nie zauważa. Był coraz bardziej sfrustrowany. Od jakiegoś
czasu tliła się w nim ta całkowicie nieukierunkowana złość. Nawet nie złość, a
wściekłość. I nic nie dawało upustu temu ciśnieniu, a ono narastało. Tak bardzo
chciał znaleźć odpowiedzi. Jeszcze w wakacje kłócił się z Ronem, potrafił
warczeć na wszystkich wokół. Niby potem się godzili, ale jednak coś wciąż
wisiało w powietrzu. Jątrzyło. Podsycało. Truło. Do zamyślonego chłopaka bodźce
z zewnątrz docierały jakby przytłumione. Ale dwa głosy wzbudziły jego
zainteresowanie. Jakby się kłóciły, jednocześnie starając się zachować
dyskrecje. Wrodzona ciekawość gryfona nakazała mu natychmiastowe sprawdzenie o
co chodzi. A on, bądźmy szczerzy, nie zamierzał protestować. W tym momencie
cieszył się, że miał ze sobą swoją pelerynę niewidkę. Okrył się nią i dopiero
wtedy zaczął się zakradać do źródła dźwięków. Stojąc w bezpiecznej odległości
mógł spokojnie obserwować szepczących nerwowo profesorów. A sprzeczających się
Snape'a i profesor Black nie widywało się codziennie.
- Rozumiesz, że musisz bardzo
dobrze wybrać moment? To nie będzie proste.
- Myślisz, że tego nie rozumiem,
Severusie?
- Mam wątpliwości czy zdajesz sobie
sprawę, że zamierzasz zniszczyć całe ich dotychczasowe życie!
- Czyli co, mam czekać aż zaklęcie
odwali to za mnie?! Z całym szacunkiem, ale ono tym bardziej nie będzie
delikatne! Sam wiesz, że to najłagodniejszy sposób!
- Pomogę Ci. Ale nie oczekuj
ckliwych scen. Pozbawiłaś się całej tej otoczki już na samym początku.
- Wiem i bardzo tego żałuję. Ale co
innego mogłam zrobić?!
- Na pewno było inne wyjście!
- Wciąż masz do mnie o nią żal?!
Nie miałam na to żadnego wpływu! To był fatalny zbieg okoliczności!
- Fatalny zbieg okoliczności?! To
była twoja fatalna pieprzona decyzja, Caroline!
- To nie ja go tam wysłałam!
- Mogłaś go nigdzie nie wysyłać! -
mistrz eliksirów obrócił się gwałtownie i szybkim krokiem wymaszerował z komnat
nauczycielki OPCM. Kobieta wołała jeszcze za nim, ale nie przyniosło to
oczekiwanego rezultatu. Zapłakana weszła w głąb komnat nie kłopocząc sie nawet
domykaniem na wpół otwartych drzwi wejściowych. A Harry miał zamiar to
wykorzystać. Nawet nie wiedział co nim kierowało. Po prostu wiedział, że musi
tam wejść, coś znaleźć. Szedł w stronę stojącej przy oknie ozdobnej komody, ale
to jakby nie on kierował swoimi nogami. Rozejrzał się jeszcze czy nauczycielka
na pewno go nie przyłapie. Nic jednak tego nie zapowiadało, jej zduszony szloch
dało się słyszeć zza zamkniętych drzwi, może prowadzących do sypialni, może do
łazienki. Trochę uspokojony chłopak otworzył drugą od góry szufladę. Pełna była
luźnych skrawków pergaminu zapisanych odręcznym pismem, wyrwanych z jakichś książek
stron i wycinków z gazet. Jednak nie to go interesowało. Przerzucił
bezwartościowe skrawki, ale nie natrafił na nic szczególnego. Jednak wciąż czuł,
że to czego szuka jest tu schowane i musiał to znaleźć, choćby niewiadomo co
się działo. Wyciągnął swoją różdżkę i kierując ją w stronę szuflady wyszeptał
- Dissendium
Kartki lekko drgnęły, jednak nic
więcej się nie wydarzyło. Ale Harry nie zamierzał się poddać. A gdyby tak...
poprosić? Tylko jak? Może... Nie... A jakby...? Coś podsunęło mu wspomnienie.
Hermiona wspomniała kiedyś, że przez pewien czas czarodzieje, głównie
arystokracja, mieli niespotykaną słabość do łaciny. Dlatego wiele mebli
słuchało poleceń właśnie w tym zapomnianym języku. I kiedy tylko Harry sobie o
tym przypomniał wszystko potoczyło sie samo.
- Ostende habent absconditam[1].
Jak na zawołanie szpargały
rozsunęły się ukazując skrupulatnie ukryte pudełeczka. Chwycił pierwsze z
brzegu. Wiedział, że to ono, wręcz krzyczało do niego. Kiedy wyjął je z
szuflady wszystko wróciło na swoje miejsce. A Harry po cichu wyszedł i
skierował swoje kroki do pokoju życzeń.
~~***~~
Hermiona
zupełnie nie mogła skupić się na pracy domowej. Ciągle coś myliła, albo gubiła
wątek. A to, jak do tej pory, się nie zdarzało. Coś nie dawało jej spokoju. Jak
swędzące miejsce, którego nie można podrapać. Czasami miała wrażenie, że już
wie o co chodzi, że złapała tą dręczącą myśl, jednak ona, jak na złość, właśnie
w tym momencie jej umykała. Jej myśli kotłowały się wściekle i kompletnie nie
mogła za nimi nadążyć czy ich uspokoić. Mogła tylko obserwować tą rwącą rzekę i
próbować wyłowić z niej coś sensownego. Ale rybak był z niej kiepski. Chciała
pójść do pokoju wspólnego, poobserwować ogień w kominku, może on ukoiłby burzę.
Po drodze poczuła silne zawroty głowy. Świat uciekał jej sprzed oczu. Łapiąc się resztek świadomości
próbowała złagodzić nieunikniony upadek.
~~***~~
Pokój
życzeń był prawie pusty. Ściany przykryte taflami lustra pokazywały sylwetkę
chłopaka z każdej strony. Dopiero teraz mógł zaobserwować wszystkie fizyczne
zmiany. Jasne włosy, postawną sylwetkę i niby znajome, ale wciąż tak obce oczy.
W centrum tego gabinetu luster pojawił się prosty fotel. Chłopak usiadł w nim.
Wyciągnął schowane w kieszeni pudełeczko. Obrócił je kilka razy w palcach
dokładnie mu się przyglądając. Na jego wierzchu wygrawerowano N.T.R., litery
prawie się zatarły, ale wciąż można było je odczytać. Zajrzał do środka. Na
malutkiej poduszeczce spoczywał srebrny pierścień. Wzdłuż całej obrączki
wygrawerowano węża z szeroko otwartą paszczą jak gdyby zaraz miał kogoś
zaatakować. Harry wyjął go i schował pudełko. Oglądał go z każdej strony. Od
wewnętrznej strony wygrawerowano te same litery co na pudełku. Nałożył
pierścień na palec. Pasował idealnie. Momentalnie poczuł się dziwnie. Jakaś
tama w jego umyśle niespodziewanie puściła. Zalała go fala obrazów, słów. Miał
wrażenie, że ogląda film w ekstremalnie przyspieszonym tempie. Jednak jego
umysł pracując na skrajnie wysokich obrotach był w stanie połączyć wszystko w
spójną i logiczną całość. A całość całkiem go przytłoczyła. Właśnie poznał
Prawdę.