W pubie było gęsto od dymu
tytoniowego, a zapach podrzędnego alkoholu drażnił mu nos. Żołnierze tłumnie
zebrani przy ławach robili sporo hałasu. Nick rozejrzał się uważnie. Jego zguba
siedziała przy barze. Mundurową kurtkę miał zarzuconą na ramiona, koszula była
krzywo zapięta, a krawat zwisał smętnie z jego pleców. Szklanka z ognistą
wędrowała w górę i w dół. Jednym słowem, Draco Malfoy był w opłakanym stanie.
Kompletnie pijany kłócił się z barmanem, który nie chciał wydać mu kolejnej
kolejki. Nicolas ruszył szybko w ich stronę. Draco od razu go zauważył.
- Nie chce
mi dać więcej. Mówi, że jestem pijany. Rozumiesz to Riddle? Wyśle go do koloni
karnej!
-
Oczywiście Malfoy, ale teraz idziesz ze mną.
W Dracona wstąpiła
nowa siła. Stanął na chwiejących się nogach i stuknął Nica w pierś.
- Zabij
mnie. Zabij mnie! Nie mogę bez niej żyć! Nie mogę. - Malfoy wyglądał jakby
zaraz miał się rozpłakać.
- Idziemy
stąd zanim do reszty się zbłaźnisz.
Nick wziął
blondyna pod ramię i siłą wyprowadził na zewnątrz. Draco bełkotał coś pod
nosem, ale Riddle nie zwracał na niego uwagi.
~~***~~
Dracon Malfoy otworzył ciężkie
powieki. Czuł się jakby ważył tonę, a w głowie mu szumiało. Próbował usiąść,
ale jego własne kończyny nie były posłuszne i o mało nie spadł z kanapy. Nie
zwrócił większej uwagi na obserwujące go dziecko, dopóki nie krzyknęło donośnym
głosikiem
- Wujku,
obudził się!
- Zamknij
się ty mały gnomie - syknął wściekle w poduszkę.
- Hope, idź
proszę razem z Morrisen'em wyprowadzić Grzmota i Pioruna.
Nick wszedł
do pokoju i uśmiechnął się do
dziewczynki. Ta, nie czekając, aż mężczyzna zmieni zdanie wybiegła uradowana.
Mężczyzna podał Malfoy'owi szklankę wody z rozpuszczoną w niej aspiryną. Rzucił
się na nią jakby pierwszy raz widział wodę na oczy. Nie przeszkadzał mu nawet
kwaskowaty posmak lekarstwa, wychylił wszystko za jednym zamachem. Dopiero
wtedy był w stanie przejść do pozycji siedzącej.
- Czemu
mnie stamtąd wyciągnąłeś? Zachlałbym się na śmierć i byłby chociaż spokój.
Spojrzał
spode łba na Riddle'a. Ten patrząc mu prosto w oczy odpowiedział twardo
- Nie. Nie
mogłem . Nie mógłbym żyć ze świadomością, że pozwoliłem ci umrzeć. Że
pozwoliłem odejść najważniejszej osobie w życiu mojej siostry. Wiem, jak
bolesna jest ta strata.
Draco przez
chwilę siedział całkowicie zamyślony, poczym znów skupił uwagę na swoim
rozmówcy.
-
Nienawidzę cię, Riddle - powiedział z cieniem uśmiechu.
- I vice
versa, Malfoy. I chcę tylko, żebyś wiedział, że nie pomógłbym ci, gdybym nie
był przekonany o twojej niewinności. A, że wiem więcej niż niektórym się
wydaje...
- Do czego
zmierzasz?
Nick
uśmiechnął się z lekka kpiąco.
- Moja
pomoc nie jest bezinteresowna. Ja pomogę tobie, a ty mnie.
- W czym
ja, niedorastający do twoich stóp Malfoy, mogę ci pomóc?
- Nie kpij
Malfoy - zganił go. - Możesz bardziej niż ci się wydaje. I to nie tylko mnie.
Muszę mieć tylko pewność, że nikt się o tym nie dowie. Musisz złożyć wieczystą
przysięgę.
Draco
spojrzał zaciekawiony na Nick'a. Cóż takiego mógł on ukrywać? I do diaska, do
czego mu potrzebny, on, Malfoy? Ale pociągała go ta adrenalina. Dracon Malfoy
nie wielbił w tym wszystkim niczego ponad adrenalinę właśnie. Podał Nicolasowi
rękę.
- Zgadzam
się, Riddle.
Nickowi
zabłysły oczy. Złapał bladą rękę Malfoya.
-
Przysięgnij, że tajemnice, które ci powierzę nie ujrzą światła dziennego i
nikomu ich nie wyjawisz. Pozostaną tylko i wyłącznie między nami.
- Ja,
Dracon Lucjusz Malfoy, przysięgam, że żadna tajemnica, która zostanie mi teraz
powierzona, nie ujrzy światła dziennego z mojej winy. Nikt nie wyciągnie ze
mnie żadnej informacji. Będę ich wiernie strzegł.
Ich ręce
owinęła świetlista nitka, która jednak zaraz zniknęła.
- Pięknie
Malfoy, powinieneś to robić częściej.
- Bardzo
zabawne.
- A żebyś
wiedział. A teraz umyłbyś się z łaski swojej. Nie wyglądasz zbyt
reprezentacyjnie.
Draco
chwycił przygotowane dla niego ubrania i ruszył do łazienki ostentacyjnie
trzaskając drzwiami, mimo, że czuł, że jego głowa może tego nie wytrzymać. Nick
natomiast skierował się do sąsiedniego pokoju, gdzie urzędował Higgs. Jego
podwładny stanął przed nim na baczność i zasalutował.
- Przygotuj
mi dokumenty. Teraz muszę wyjść, a kiedy wrócę...
Mimo, że
adiutant wstał od biurka, skrobanie pióra po pergaminie nie ustało. Nick
odwrócił się na pięcie. Przy nowo wstawionym biurku, siedziała brunetka i
kompletnie ignorując obecność Nicolasa dalej przeglądała dokumenty. Odwrócił
się do dalej stojącego porucznika.
- Kto. To.
Jest?! - wycharczał przez zęby. Higgs przyzwyczajony do tego typu zachowań
odpowiedział spokojnie
- Kazał mi
pan zatrudnić sekretarkę, więc ją zatrudniłem, panie generale.
- Fakt -
Nick uspokoił się nieco. - Wyślij ją za chwilę do mnie.
Wrócił do
swojego gabinetu, nie zaszczycając nowej pracownicy choćby jednym spojrzeniem.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, kobieta wypuściła pióro z ręki i wzięła
głęboki wdech.
-
Przepraszam - Terrence spojrzał na nią. - Powinienem ci powiedzieć, że pan
generał nie lubi być ignorowany.
- Mówisz o
nim "pan generał" nawet kiedy go tu nie ma.
- Nie
zdziwiłbym się gdyby te ściany miały uszy - powiedział poważnie. Brunetka
spojrzała na niego przestraszona.
- Nie martw
się nie jest taki zły. Jest tylko trochę... Specyficzny.
-
Specyficzny...
- Spokojnie,
nie zje cię. Acha, będzie ci zadawał pytania, postaraj się kompletnie nie
zmyślać, jeśli się zorientuje, wpadnie w szał.
-
Wspaniale, mam już spisywać testament?
- Nie
przesadzaj. Jestem jego adiutantem od początku i jak widzisz żyję i nadal mam
pracę.
Słowa
Higgsa podniosły ją na duchu. Dobrze, że nie usłyszała ostatniego zdania.
- Tylko, że
jako jedyny z jego podwładnych.
- Mówiłeś
coś?
- Nie,
chodźmy, pan generał nie może czekać.
Terrence
zapukał, jak należało, a po usłyszeniu "wejść", otworzył drzwi i
wpuścił zestresowaną kobietę. Weszła niepewnie na chwiejnych nogach. W tym
momencie żałowała, że postanowiła jednak ubrać te szpilki.
- Usiądź.
Posłusznie
przycupnęła na stojącym przed biurkiem krześle.
- Nazwisko.
- Adriene
Craftword.
Nick
wyszedł na chwilę bez słowa. Kiedy wrócił miał ze sobą teczkę z dokumentami.
Położył je przed sobą i studiował uważnie. Kiedy skończył przeniósł uwagę na
Adriene.
- Adriene
Nicole Craftword, lat 23, urodzona 27 października w Nowym Jorku. Czy tak?
- Zgadza
się.
Nick
patrząc w dokumenty kontynuował.
- Córka
czystokrwistego czarodzieja Johna Georga Craftworda i mugolaczki Stephanie
Likemark. Status krwi: półkrwi.
- To chyba
nie problem? Czytałam, że według prawa czarodzieje półkrwi mogą pracować w
administracji, tylko, że na niskich stanowiskach i bez możliwości awansu.
- Dobrze o
tym wiem panno Craftword, sam ustalałem to prawo.
W tym
momencie Adriene pożałowała, że nie ugryzła się w język. Żeby podpaść szefowi
pierwszego dnia pracy! I to jeszcze komu, facetowi, który mógłby skrócić ją o
głowę, choćby i tylko dla zabawy!
-
Powiedziałaby mi pani lepiej, dlaczego chciała pani zostać moją sekretarką.
Już miała
ochotę sprzedać mu tanią historyjkę o tym jak zawsze marzyła o takiej pracy i
jaki to wielki da niej zaszczyt. Jednak ostrzeżenie Higgsa wciąż tłukło jej się
w głowie.
- Dla
pieniędzy. Teraz ciężko o dobrą pracę.
Nick
pokiwał głową i spojrzał na nią odrobinę łagodniej.
- Niech
pani wraca do pracy, panno Craftword.
Kobieta
musiała mocno nad sobą panować, żeby po prostu nie wybiec z gabinetu. Riddle
natomiast zgarnął jej dokumenty i schował do szuflady biurka, aby później móc
im się lepiej przyjrzeć. W tym momencie właśnie w gabinecie pojawił się Malfoy.
Czysty i z normalnym kolorem twarzy wyglądał zdecydowanie lepiej.
- No, teraz
mogę pokazać się z tobą publicznie Malfoy. Chodź.
- Kto to
był? - Draco docierał jeszcze swoją jasną czuprynę zielonym ręcznikiem.
- Moja nowa
sekretarka - Nick miał minę jakby właśnie zjadł wyjątkowo kwaśną cytrynę.
- Ładna
była. I nie patrz tak na mnie. Zachowujesz się jakby bycie kobietą było
grzechem, a co dopiero bycie atrakcyjną kobietą. Minęły już prawie trzy lata.
Może czas poluzować sobie pasa i żyć dalej? Pozwól sobie na to Riddle.
Draco
próbował spojrzeć rozmówcy w oczy, ale ten zręcznie go unikał. Wyszli na pusty
korytarz i zeszli po najbliższych schodach. Zejście było coraz bardziej strome
i ciemne. Połykało ich jak osmalone gardło smoka. Prawie po omacku dotarli do
ciężkich drzwi.
- Tylko się
nie zdziw, Malfoy.
Nick pchnął
odgradzającą ich przeszkodę, a ta ustąpiła delikatnie. Za przejściem rozciągała
się hala treningowa. Dziesięciu mężczyzn ćwiczyło jak idealnie zaprogramowany
komputer. Wymach, cios, unik, pad. Wyglądali jakby sterował nimi jeden mózg.
Mistrzowsko wywarzona, zabójcza broń. Ćwiczący zatrzymali się w końcu, a wtedy
do nowoprzybyłych podszedł brunet ze środka. Szedł jednocześnie pewny siebie i
wyniosły oraz pełen pokory i uniżenia. Żołnierz doskonały. Stanął przed Nickiem
i zasalutował. Spod rękawa wystawał mu tatuaż z liczbą sześć.
- Malfoy,
właśnie podziwiasz jedno z najwspanialszych dzieł mojego życia. Oto grupa
dziesięciu idealnie wyszkolonych zabójców. A to Sześć. Dowodzi nimi.
- Dlaczego
Sześć, a nie na przykład Jeden?
- Mam
słabość do szóstek.
- No tak...
Ale jaki to ma związek ze mną?
-
Powiedzmy, że to tylko świetnie przygotowane narzędzie. Pomogą nam osiągnąć, to
co zamierzam.
- A co
zamierzasz?
- Ostatnio
zrobiłeś się strasznie ciekawski.
Draco
zmarszczył się. Nick położył mu swoją dłoń na ramieniu.
-
Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.
~~***~~
Nick zapiął swoją skórzaną kurtkę i
zgarnął ze stolika kluczyki, drugą ręką
pochwytując kask. Kate czekała na niego oparta o biurko Higgsa, który walczył
sam ze sobą, żeby tylko nie zatopić spojrzenia w jej pośladkach, które swoją
drogą miał tuż pod nosem. Tak jak prosił, zmieniła swój image. Jej strój nie
nadawał się do jej codziennego zajęcia, lecz do miejsca, w które zamierzali się
udać pasował idealnie. Specjalnie na ten wypad magicznie skróciła swoje włosy,
wyprostowała i zmieniła ich kolor na krwiście czerwony. Pocałował ją w policzek
na powitanie.
- Gdybyś
nie była moją siostrą, powiedziałbym, że niezła z ciebie kocica.
- Nie
wczuwaj się. Masz być niegrzecznym chłopcem, ale nie przeginaj, tygrysie.
Chwyciła
pasek kasku i ciągnęła Nica do momentu aż znaleźli się na zewnątrz. Motor już
stał. Idealnie wypolerowany lakier ścigacza oślepiał nieprzeniknioną czernią.
Nick ukłonił się i podał Kate kask.
- Milady,
powóz czeka.
Kate
przyjęła go i wślizgnęła się na motor.
-
Podlizujesz się.
- Wiem -
uśmiechnął się w sposób, którego już dawno nie widziała. Jakby szelmowska część
jej brata w końcu do niego wracała. Choć wiedziała, że mógł jedynie udawać,
bardzo chciała wierzyć, że to prawda. Nick z dziką radością warknął silnikiem i
ruszył z piskiem opon w stronę otwierającego się przejścia. Pojawili się w
opustoszałej bocznej uliczce. Z rykiem wypadli na główną drogę. Nick z lubością
łamał wszelkie drogowe przepisy, lawirując z zawrotną prędkością między samochodami.
Przez skrzyżowania przenikał niczym rasowy drogowy pirat, zostawiając za sobą
rozżalonych kierowców i ich wyjące klaksony. Zatrzymał się dopiero na miejscu.
Jednym, płynnym ślizgiem zajął miejsce na parkingu. Lokal, w którym można było
załatwić wszelkie szemrane interesy jak zawsze był pełen ludzi. Woń drogich
cygar, mieszała się ze smrodem tanich fajek. Bogaci, zwani tutaj Inwestorami,
załatwiali przy stolikach swoje sprawy. Roiło się tu też od płatnych morderców,
złodziei i innych ciemnych typów, gotowych spełnić każdą prośbę Inwestorów,
oczywiście za odpowiednią opłatą. Kobiety z atutami na wierzchu czekały na
chętnych, którzy zapłaciliby za noc rozluźnienia. Nick omijał jednak ich
wszystkich, chcąc dostać się do serca tego miejsca. Do ojca tego wszystkiego.
Jego celem był gabinet Szefa.