Wszyscy zgromadzeni wokół
szpitalnego łóżka jak zaczarowani przypatrywali się aparaturze podpiętej do
pacjenta. Przysłuchiwali się rytmicznemu pikaniu, które informowało, że serce
pacjenta zaczęło bić mocniej i szybciej. Zwiastowało to tylko jedno. Nicolas
Riddle powracał do świata żywych.
- Draco
szybko, zawołaj lekarza – blondynka siedząca koło łóżka złapała swojego brata
za rękę. W chwili, w której magomedyk wszedł do sali Nick poruszył palcem u
ręki. Jego powieki powoli zaczęły się unosić.
- Dzień
dobry, panie Riddle. Jeśli mnie pan słyszy proszę zamrugać dwa razy – mężczyzna
posłusznie wykonał polecenie. – Wspaniale. Serce pracuje dość stabilnie, podamy
kroplówkę i myślę, że pan Riddle nie długo wróci do siebie.
- Dziękuję
panie doktorze, – kiedy lekarz wyszedł, Kate na powrót skupiła całą swoją uwagę
na bracie. – Nigdy więcej tak nie rób, słyszysz. Nigdy więcej mnie nie
zostawiaj – Nicolas w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Nie mógł jej przecież
nic zagwarantować.
Próbował jedynie wychrypieć jedno słowo. Jednak z tak zaschłym gardłem nie było to takie łatwe.
Próbował jedynie wychrypieć jedno słowo. Jednak z tak zaschłym gardłem nie było to takie łatwe.
- Hoopr,
Hooope.
- Już
spokojnie braciszku. Zajęliśmy się nią razem z Draco. Nic jej nie jest, najadła
się tylko trochę strachu. Teraz pilnuje jej Blaise.
Nicolas rozluźnił się i zapadł w spokojny
sen. Wszystko było w porządku, a przynajmniej w tamtym momencie nie odczuwał
nawet najmniejszej straty.
Nick powoli zbierał swoje rzeczy. Za
chwilę miał zjawić się Higgs i mieli wrócić do twierdzy.
- Panie
Riddle – do sali wszedł magomedyk. – Przyniosłem panu przepaskę. Szczerze panu
powiem, że nie mamy pojęcia, dlaczego akurat oko. Właściwie nie mamy pojęcia,
dlaczego w ogóle pan przeżył. Dlatego gdyby działo się coś niepokojącego, proszę
niezwłocznie się do nas zgłosić.
-
Oczywiście panie doktorze.
Nicolas
musiał „zapłacić” za swoje życie. Stracił lewe oko. Nad i pod okiem rozciągała
się zygzakowata blizna. Druga blizna przecinała jego plecy oraz tors niczym
złowieszcza szarfa. Czarną przepaską zasłonił pusty oczodół przysłonięty
nieruchomą powieką. Wyglądał teraz dość przerażająco. Niczym doświadczony
zakapior. Ale czy w sumie nim nie był?
- Panie
generale, możemy iść? – Higgs wszedł do sali.
- Tak,
jestem gotowy.
Przed
wejściem stało czterech uzbrojonych śmierciożerców. Sala Nicolasa była
pilnowana dzień i noc, aby nikt przypadkiem nie zechciał dokończyć swojego
dzieła. Teraz też mieli problem. W tym stanie Riddle musiał się oszczędzać i na
siebie uważać, więc teleportacja i świstokliki odpadały. Po wielu dyskusjach postanowili
użyć mugolskiego samochodu wzmocnionego i chronionego zaklęciami. Było to
bardzo ryzykowne, ale nie mieli innego wyjścia. Wsiedli do luksusowego BMW i
unieśli się w górę, zgrabnie omijając uliczne korki. Zmierzali na same obrzeża,
gdzie mogli spokojnie przenieść się do twierdzy. Wysiedli na pustej polanie.
Nicolas wyczarował przejście, które prowadziło wprost na błonia twierdzy.
Przeszli przez nie niczym przez drzwi.
~~***~~
Siedział za biurkiem tonąc w stercie
papierów. Nigdy by nie przypuszczał, że wojna może nieść za sobą tyle
papierkowej roboty, której nawiasem mówiąc serdecznie nienawidził. Może
znajdzie sobie sekretarkę? Spojrzał na beztrosko bawiącą się Hope. Czasami też
chciałby z powrotem stać się dzieckiem. Dziewczynka podbiegła i usiadła mu na
kolanach.
- Pobawisz
się ze mną wujku?
- Mam dużo
pracy, może potem. – Hope była trochę zawiedziona, ale za chwilę swoją uwagę
przeniosła na stojące na biurku zdjęcie.
- Kto to? –
Nick spojrzał na ramkę. Na zdjęciu był on razem z Ellizabeth. Zrobili je, kiedy
byli razem nad morzem. Ich ostatni wspólny wyjazd.
- To jest
najwspanialsza kobieta, jaką mogłem poznać. Kiedyś Ci o niej opowiem, ale nie
dzisiaj, dobrze brzdącu? – pstryknął ją delikatnie w nos, a ona się roześmiała.
- Ale
obiecujesz, że kiedyś?
- Obiecuję.
- To dobra.
– Hope zsunęła się z kolan mężczyzny i pobiegła dalej bawić się swoimi lalkami.
~~***~~
Nicolas ani się obejrzał, a już
musiał szykować się na bal świąteczny. Fakt obchodzenia świąt przez
śmierciożerców nawet go bawił. A kiedy przypominał sobie jak jego siostra o to walczyła,
to już w ogóle chciało mu się śmiać. Powoli zapinał guziki swojego galowego
munduru. Poprawiał medale, wygładzał kołnierz. Hope kupił na tą okazję czerwoną
sukienkę. Kate natomiast, tak upięła jej włosy, aby nie leciały jej na twarz i
nie przeszkadzały. Byli gotowi chwilę przed czasem. Spokojnie kierowali się w
stronę sali balowej.
Wielu gości już się zebrało.
Voldemort spraszał całe grono jego najwyżej postawionych popleczników. Oficerowie,
redaktor naczelny Proroka Codziennego, pracownicy ministerstwa, komendant
służby porządkowej. Nick kierował się w stronę swojej siostry. Stała w
towarzystwie czerwonego na twarzy Malfoya i zalecającego się do niej francuskiego
ambasadora. W tym momencie w oczach Nicka pojawiły się złowieszcze błyski
świadczące o tym, że z satysfakcją psychopaty obiłby co nieco panu
ambasadorowi. Zaszedł krępego mężczyznę od tyłu i prawie, że sycząc wypluł z
siebie jadowicie
- Wesołych
Świąt ambasadorze.
Mężczyzna
podskoczył przestraszony i błyskawicznie się obrócił. Musiał lekko zadrzeć
głowę, aby spojrzeć Nicolasowi w oczy. Jego nieustająca pewność siebie przy tym
człowieku topniała w zastraszającym tempie. Francuz najzwyczajniej w świecie
bał się postawnego Brytyjczyka. Z resztą, kto się go nie bał? Jeszcze ta
przepaska. Ambasador całą siłą musiał powstrzymywać natarczywe wyobrażenie
ziejącego pustką oczodołu.
- Chyba
redaktor Proroka pana szuka. Może warto by z nim porozmawiać?
Polityk
oczywiście pojął iluzję Nicolasa. A dla własnego dobra wolał z nim nie
dyskutować. Posłał Kate pożegnalne spojrzenie, skinął głową i odszedł zbierać
swoją godność z podłogi. Nick chwycił szklaneczkę ognistej. Wychylił ją jednym
ruchem.
- Co za palant
– szklanka z hukiem zetknęła się z zimnym blatem.
- Niestety
braciszku, ten palant jest nam potrzebny – Kate zgromiła mężczyznę wzrokiem.
- Ale to
nie powód, żeby cię rozbierał wzrokiem – Draco nie pozostawił sytuacji bez
komentarza. Potrzebował zdecydowanie więcej trunku na uspokojenie. Jego oddech
dobitnie na to wskazywał.
- Draco…
Porozmawiamy później – Kate wolała nie kłócić się z mężczyzną w towarzystwie.
Choć bardzo go kochała, czasami traciła do niego cierpliwość. – Wybaczcie, ale
muszę jeszcze coś załatwić. Nie pozabijajcie mi się tutaj tylko.
Kate z
gracją odeszła w sobie tylko znanym kierunku. Nicolas osuszył jeszcze jedną szklaneczkę alkoholu i
skierował swoje kroki w stronę tarasu. Świeże powietrze koiło jego zmysły. Z
wewnętrznej kieszeni munduru wyciągnął zdobną papierośnicę, wziął swojego
ulubionego Fritzgera i przypalił. Zaciągnął się, a tytoniowy dym przyjemnie drażnił
jego płuca. Przymknął oczy i starał się wyciszyć umysł. Tym czasem podeszła do
niego pewna brunetka. Szła zarzucając po drodze wszystkim czym miała, a jej
krótka sukienka odkrywała więcej niż powinna. Zapewne nie zamarzła tylko dzięki
zaklęciu.
- Szukałam
cię, Nicolasie.
Odezwała
się delikatnym, zamszowym głosem. Nick wyrwał się z zamyślenia. Odwrócił się na
pięcie.
- Monique.
Kto Cię tu przyprowadził?
- Pewien
bardzo miły klient.
Uśmiechnęła
się kpiąco umalowanymi na czerwono ustami.
- Miałaś
chyba zamiar powiedzieć głupi i zdesperowany.
- Ty też
kiedyś taki byłeś. Ale na szczęście zostawiłeś mi pamiątkę. Masz ze mną
dziecko.
Nicolas
wybuchł śmiechem. Po chwili jednak, jego
twarz stała się przerażająco poważna. Podszedł do kobiety niebezpiecznie
blisko.
- Czy ty
myślisz, że o to nie zadbałem? Na takie historie możesz sobie naciągać tych wszystkich swoich prezesików. Wybrałem cię tylko z
jednego powodu. - Przybliżył swoje usta do samego jej ucha. - Wiem, że jesteś
bezpłodna.
Odszedł
zostawiając oniemiałą kobietę. Nick miał już dość tego całego przyjęcia. Chciał
już wrócić do siebie.
~~***~~
Kate porzuciła biżuterię na stojącej w
przedpokoju etażerce. Bolerko odwiesiła na pobliskim haczyku. Kiedy zmierzała
do sypialni coś przykuło jej uwagę. Na stole, opierając się wazon, stała beżowa
koperta. Zdziwiona kobieta podeszła i wzięła do rąk tajemniczą przesyłkę. Była
zalakowana, jednak nie odciśnięto w niej żadnej pieczęci. Zwykły, gładki,
czerwony lak. Kate złamała go i obejrzała zawartość. W jednym momencie jej
ciało oblała fala smutku i dzikiej furii.